Praca team leada często przypomina niekończący się sprint - ciągłe spotkania, deadline'y i przytłaczające obowiązki. Sam przez to przechodziłem, aż znalazłem się na skraju wypalenia zawodowego, ważąc 106 kg i ledwo patrząc na komputer. To, co wydawało się końcem mojej kariery, stało się początkiem czegoś nowego. Odkryłem, że klucz do skutecznego przywództwa leży... w bieganiu. W tym artykule opowiem Ci, jak sport nie tylko pomógł mi zrzucić 16 kg, ale przede wszystkim stał się źródłem cennych lekcji o zarządzaniu zespołem i własną energią. Poznaj historię transformacji od zadyszanego lidera do maratończyka, który nauczył się, że w życiu i w pracy najważniejsze jest odpowiednie tempo.
Pierwsze kilometry w roli lidera
Gdy zostałem team leadem, czułem się jak na starcie wielkiego wyścigu. Miałem energię, zapał i przekonanie, że z moim technicznym przygotowaniem i doświaczeniem poradzę sobie ze wszystkim. Dni wypełnione były planowaniem, kodowaniem i mentoringiem. Wydawało się, że to będzie prosty bieg do mety.
Zadyszka
Z czasem tempo zaczęło mnie przytłaczać. Kalendarz pękał w szwach od spotkań, a każdy dzień przynosił nowe wyzwania. Próbowałem biec coraz szybciej – być na każdym spotkaniu, rozwiązywać każdy problem techniczny, wspierać swoich ludzi non-stop.
Moja forma spadała. Pracowałem więcej, piłem kolejne kawy, jadłem przy komputerze. Waga pokazywała już 106 kg – efekt siedzącego trybu życia i stresu zajadanego słodyczami. Czułem się jak maratończyk, który źle rozłożył siły i ledwo dyszy na 10 kilometrze.
Ściana
W maratonie mówi się o “ścianie”, którą biegacze uderzają około 30 kilometra. Moja ściana w roli team leada przyszła po kilku tygodniach męczarni. Mógłbym powiedzieć, że niespodziewanie, ale od dłuższego czasu czułem, że jest ze mną coraz gorzej. Pewnego dnia gdy spojrzałem na ekran komputera to poczułem, że nie mogę już więcej. Fizycznie i psychicznie byłem na granicy wytrzymałości. Chciało mi się wręcz wymiotować gdy zmuszałem się do pracy.
Jak się póżniej okazało to był mój punkt zwrotny. Zrozumiałem, że prowadzenie zespołu to nie sprint – to maraton. A w maratonie kluczem jest nie tylko trening, ale przede wszystkim odpowiednie tempo i regeneracja.
Drugi oddech
Kiedy już powiedziałem sobie dość i zauważyłem swój kiepski stan i nadwagę to wymyśliłem, że będę biegać. Zacząłem od małych kroków – dosłownie. Pierwsze próby biegania były żenujące – ledwo mogłem przebiec kilometr. Ale powoli, krok po kroku, budowałem formę. Z każdym treningiem uczyłem się czegoś nowego o sobie i o tym, jak ważne jest odpowiednie rozłożenie sił.
Te lekcje zacząłem przenosić do pracy:
- Zrozumiałem, że nie każdy dzień musi być sprintem
- Nauczyłem się planować “treningi” (zadania) z wyprzedzeniem
- Odkryłem wartość regularnej regeneracji
- Zacząłem świadomie wybierać “zawody” (inicjatywy), w których startuję
Meta, która jest nowym początkiem
Po dwóch latach przebiegłem półmaraton, a po trzech – ukończyłem maraton. Ale ważniejsze od medali były lekcje, które przeniosłem też do swojej pracy i roli team leada:
-
Tempo jest kluczowe - Nie można sprintować przez cały maraton. Tak samo nie można być na 100% dostępnym przez cały swój dostępny czas w pracy.
-
Regeneracja to część treningu - Odpoczynek nie jest lenistwem, tylko niezbędnym elementem rozwoju.
-
Plan to podstawa - Tak jak w treningu biegowym, w prowadzeniu zespołem potrzebny jest plan i systematyczność.
-
Małe kroki prowadzą do wielkich celów - Od ledwo przebiegnięcia kilometra do maratonu, od chaotycznego lidera do świadomego gościa, który zna swoje mocne strony, ale też ograniczenia.
Nowy rozdział
Dziś, ważąc 90 kg i będąc w najlepszej formie życiowej, patrzę na rolę team leada jak na ultramaraton – to nie wyścig do mety, ale długa przygoda, w której kluczem jest zrównoważone tempo, odpowiednie odżywianie, dbanie o swoje zdrowie i regularna regeneracja.
Jeśli czujesz, że w swojej roli lidera biegniesz na ostatnim oddechu, zacznij od małych kroków:
- Zaplanuj jeden 30-minutowy spacer dziennie
- Wprowadź regularne przerwy w pracy
- Naucz się odmawiać udziału w “wyścigach”, które nie są Twoim priorytetem
- Znajdź swoją formę ruchu – nie musi to być bieganie!
Pamiętaj – nie zostaje się maratończykiem w jeden dzień. Tak samo nie zostaje się świetnym liderem przez samo objęcie tej roli. To proces, który wymaga cierpliwości, systematyczności i… dobrego tempa. Ja nauczyłem się tego na własnych błędach.
A Ty, na którym kilometrze swojego “team lead maratonu” jesteś?