Jako programista, który zawsze cenił sobie pełną kontrolę nad swoimi zadaniami, postanowiłem pójść o krok dalej i przyjąć wyzwanie bycia tech leaderem. Początkowo wydawało się to świetnym pomysłem, ale nowe wyzwania i rosnące obciążenia doprowadziły mnie do ściany. Wtedy zdałem sobie sprawę, że muszę zadbać o siebie i pracować tak aby się nie zajeżdżać. Dzisiaj opowiem Ci o moich wzlotach, upadkach i o tym jak na końcu znalazłem balans – o tym, jak pokonałem wypalenie, odzyskałem zdrowie i satysfakcję z roboty. Bardzo bym chciał aby to w jakiś sposób zainspirowało Cię i dodało Ci energii do walki ze swoimi trudnościami.
Będąc programistą ceniłem sobie pełną kontrolę nad swoimi zadaniami i samodzielność. Chciałem aby wszystko było dla mnie zrozumiałe i poukładane. Tak też było - dostawałem taski i je rozjeżdżałem jak walec drogowy. Czułem, że coś tworzę i pomagam innym. W pewnym momencie poczułem jednak, że coś zaczyna mnie nudzić, że tracę entuzjazm. Szukałem nowych wyzwań, chciałem czegoś więcej – pracy, która pozwoli mi się rozwijać i być docenionym przez innych.
I nagle pojawiła się szansa. Dostałem propozycję zostania tech leaderem ciekawego na tamte czasy projektu. To było coś nowego, większego. Miałem już doświadczenia jako lider – najpierw w Divante, potem w Gorilla, ale były to głównie role mentoringowe, wspieranie młodszych programistów. Przełom nastąpił, gdy prowadziłem projekt VueStorefront for Magento – tam miałem zespół składający się z trzech programistów. Mieliśmy do zrobienia integrację VueStorefront z Magento. Pomimo wielu wyzwań, szczególnie związanych z wydajnością, ten projekt zakończył się powodzeniem, co dało mi ogromną satysfakcję.
Następnie przyszła propozycja objęcia roli lidera w dużo większym projekcie – tym razem zespół liczył prawie dziesięć osób, a projekt obejmował nie tylko frontend, ale także backend i chmurę Google. Wyzwania pojawiły się jedno po drugim – nowe technologie, których wcześniej nie znałem, zarządzanie większą liczbą ludzi i wyzwań, konflikty w zespole, oraz współpraca z “ludźmi biznesu”. Dodatkowo zmagałem się z:
- długiem technicznym – nieprawidłowo zaimplementowaną architekturą mikroserwisową. Programiści potrzebowali dużo czasu na wprowadzanie nowych funkcji, ponieważ system był zbyt skomplikowany.
- długim procesem release’owania funkcji – brak automatyzacji deploymentów.
- nieporozumieniami w zespole i komunikacji z innymi zespołami
- częstymi pivotami i zmianami priorytetów
Mimo ogromnego obciążenia i wyzwań, starałem się dawać z siebie wszystko. Byłem zdeterminowany, by znaleźć rozwiązania, które pomogą zespołowi pracować efektywniej. Próbowałem aż po jakimś czasie poczułem się przeciążony, zmielony i pozbawiony energii.
Próbowałem być wytrwały, pomimo tego w pewnym momencie dostrzegłem, że straciłem kontrolę – nie tylko nad projektem, ale także nad swoim zdrowiem. Zrozumiałem, że moje zdrowie fizyczne i psychiczne cierpi przez nieustanne napięcie. Zdecydowałem się działać – zadbałem o higienę snu, zacząłem regularnie ćwiczyć, a także poszukałem pomocy specjalisty. Po wielu miesiącach agonii otworzyłem się przed swoim dyrektorem i uczciwie przyznałem, że nie jestem w stanie wszystkiego ogarnąć. Dzięki temu rozpoczęliśmy reorganizację moich obowiązków, aby zmniejszyć obciążenie. To była trudna, ale niezbędna decyzja, która pozwoliła mi wrócić na właściwe tory.
Zastanowiłem się, co tak naprawdę chcę robić. Długo o tym myślałem i zrozumiałem, że typowa rola tech leadera, polegająca na zarządzaniu zespołem i zadaniami, to coś, co ma tyle wspólnego z pracą inżynierską co Dacia z motorsportem. Chciałem wrócić do tego, co naprawdę sprawia mi radość – pokazywania kierunku technicznego, inspirowania innych i pracy hands-on. Chciałem zająć się rozwiązywaniem problemów biznesowych technologią, co było zgodne z moją pasją i dawało mi poczucie wolności.
Dziś wiem, jakie błędy popełniłem i nie chciałbym ich powtórzyć. Stawiam granice i dbam o swoje zdrowie, nie pozwalam, by praca odbierała mi energię. Znalezienie równowagi stało się moim priorytetem, a dbanie o siebie to fundament, na którym buduję swoje życie zawodowe. Ostatecznie, znalazłem dla siebie odpowiednią rolę – jako doświadczony programista, mogę jednocześnie być wjakimś stopniu liderem, który wspiera zespół, ale też pracować nad tym, co mi najlepiej wychodzi – technicznymi wyzwaniami, które dają mi satysfakcję i pozwalają mi się rozwijać.
Tak sobie myślę, że musiałem znaleźć się na dnie, aby zrozumieć, kim naprawdę chcę być i co robić. Spróbowałem czegoś i to nie wyszło, ale dowiedziałem się, w czym jestem dobry, a w czym nie. Odbiłem się od tego dna na tyle, że potrafiłem zdecydować o zmianach zamiast tkwić w roli, która mi się nie podoba. Jeśli coś z tej historii wynika, to jest to, że warto postawić na siebie i na to, co nas napędza, bo tylko wtedy możemy być w pełni szczęśliwi i spełnieni.